02 stycznia 2007, 23:13
Mialam dystans... sami wiecie ze nie bylam pewna czy w to wchodzic... obiecalam sobie ze dosc ranienia .. lez i smutku... i co? ... hmm i okazalo sie jednak ze ja jestem skazana na nieszczescie ... Nie spalam pol nocy ... oblewal mnie na przemian zimny i goracy pot .... drgawki ... i wciaz te same sny... ciagle w nich on ... Pan P ... cholera skad moglam wiedziec ze i on sie mna pobawi? nic na to nie wskazywalo a jednak ... tego dnia spedzilam z nim mily wieczor ... on i jego znajomi na rynq .... bylo zabawnie rzeklabym wrecz ze bardzo ... spogladalam na niego czesto... i do teraz przechodza mnie ciarki na mysl ... na wspomnienie njego spojrzenia... tak nie patrzy czlowiek bez uczuc... nie kladzie reke na rece ... nie glaszcze przez spodnie kolana... nie okazuje tyle czulosci a jednak... drna okazal sie dobrym aktorem pomyslalam ale w srokdu chcialam wierzyc ze on jednak cos czuje ... bylo cos co nie pozwalalo mi w to do konca zwatpic... wczoraj tak nagle powiedzial ze to i tak nie ma rajic bytu ze on wyjezdza... a ja i tak mu nie pasuje...
tzn nie pasuje mu we mnie wiele moich rzeczy... tak ajkbym dostala reka w twarz ... po cholere ja sie w to wszytsko wplatalam pomyslalam? ... porposilam jednak o spotkanie... dzisiaj... te ,,ostatnie" okolo godziny 17 napisal: ,, i co robimy" wiec zadzwonilam... spytalam jaki ma pomysl... on ze zadnego...zimny... wrecz lodowaty jak zwykle... zreszta
kwestia przyzwyczajenia... zaczelam cudowac wymyslac... choc tka naprawde poszlabym gdziekolwiek by nakazal... stanowczo stwierdzilam hmm to niech bedzie spotkanie pod ikarem... na to on: ,,wiesz co mi sie tam nie chce isc" ... oniemialam... spytalam czy chce Ci sie wogole gdzies isc a on ze hmmm ze nie ... zrobilo mi sie przykro powiedzialam zeby sie zastanowil i dal mi znac ale nie wytryzmalam po godzinie dzwonie: on mowi: nie jednak dzis nie .... smutno odkladam sluchawke... nie pamietam czy kiedykolwiek ktos mnie w ten sposob olal... dziewczyna powinna sie szanowac wiem wiem jesli jednak w gre wchodzi cos takiego... ja nie daje za wygrana... czasem zle tym razem
moze dobrze... wrocilam do domu i zadzwonilam... rozmowa malo przyjemna... zaczelam wrecz prosic o spotkanie... czulam sie jakbym zebrala o namiastke czulosci... ale nie potrafilam przestac nie pamietam nie znam sie takiej ... zapytalam czy sie zobaczymy: jego chlodne nie wiem i pytanie wlasciwie po co... to zaczelam mu to wszytsko w ladny sposob ilustrowac i kiedy opadly mi juz rece powiedzialam zeby sie zastanowil... zakanczajac rozmowe... na to on: poczekaj... powiedz mi jak poczulas sie kiedy tak dzis Cie potraktowalem? ... hmmm na to ja : najgorzej na swiecie... On: to teraz widzisz jak ja czulem sie niejednokrotnie dzieki Tobie... spotkamy sie jutro obiecuje... Ja Ci to obiecuje... moze to glupie ale starsznie sie za Toba stesknilem... nie bylam pewna czy dobrze slysze
wiec powtorzylam: ,,steksniles sie" a on: bardzo....
poleciala mi lza... szczescia :)))
Troszke mi to pokazalo... uswiadomilo ze moze rzeczywiscie bawie sie w nieswiadomy sposob ludzmi a oni cierpia... moze powinnam patrzec bardziej na to jak kiedy i kogo traktuje mam nauczke... nie wiem jak jest... i czy on cos do mnie wlasciwie czuje czy nie ...
jeszcze zapytal :
,,Bardzo przeszkadza Ci to ze wyjezdzam nie" ?
hmm dosc dziwne pytanie ... powiedzialam mu ze ja bym tego nie sformulowala w ten sposob... tylko powiedziala ze jest mi przykro i teksno z tego powodu... cieklawe co mial na mysli to mowiac... mam swoja teorie w glowie... cicho mysle ...
nie chce sie znowu zawiesc...